Freelancer copywriter - plusy i minusy

Minął rok 5 lat odkąd pracuję na freelansie full time. I dobrze mi z tym. Wiele się w mojej pracy zawodowej zmieniło. W większości na lepsze. Ale nie wszystko. Niby wiedziałem, że tak może być, że pewne rzeczy mogą mnie uwierać, ale co innego przewidywać, a co innego doświadczać ich na co dzień. Więc jak to jest z tą pracą na własne konto, warto czy nie warto? Zdecydujcie sami. Ja na daną chwilę – odpukać – jestem zadowolony z tego co udało mi się osiągnąć, pracując jako freelancer copywriter i wiem, że na etat raczej nigdy już nie wrócę. Przynajmniej do kolejnego poniedziałku. W nowym tygodniu może się to zmienić. 😉

Myślisz… Nie będę miał szefa

Niby tak, ale w rzeczywistości niekoniecznie.

I nie mam tu nawet na myśli Klienta, który często wśród wolnych strzelców postrzegany jest jako boss. W rzeczywistości to zobowiązania są moim szefem.

Szef nie siedzi już w pokoju obok, nie spogląda zza biurka na przeciwko, jest tuż, tuż, przy mnie. W mojej głowie. I często nie daje spać po nocach, bo przypomina o sobie w najgorszych momentach – gdy leżakujesz z książką, gdy doprawiasz makaron, gdy bawisz się z dzieckiem, gdy golisz się przed lustrem, gdy… ❤️‍🔥  no wiesz kiedy… Wtedy mu się przypomina: wyślij, zadzwoń, odpisz, zaplanuj, opublikuj

I tak w kółko.

Zamienia twoje codzienne życie w „non-stop” inwigilację. No chyba, że potrafisz z nim się jakoś dogadać. No bo przecież jakiegoś szefa musisz mieć. Nawet szefowie mają szefów.

Myślisz… Nie będę się stresować

Fakt, nie stresuję się.

Tym co powiedzą inni.

Tym co powie klient.

Za to stresuję się, że nie zdążę na czas. Że nie dotrzymam umowy. Że nie otrzymam wynagrodzenia za robotę. Że zrobię błąd w umowie. Że pomylę numer konta. Że nie ogarnę tego wszystkiego co mam w głowie i na głowie. Że, że, że…

Że szef, o którym mowa wyżej, w końcu się upomni o swoje.

Myślisz… Nie będę pracować od 9 do 17

To akurat prawda, bo pracuję cały czas.

Czasami już o 7 jestem na nogach (a raczej na tyłku), siedzę i klepię te literki. I tak do dwudziestej którejś… Czasami myślę, ufff, koniec na dziś, całkiem nieźle wyszło, dałeś rady, może piwko?

I gdy idę do lodówki słyszę przychodzący mail. Ping: A da radę na jutro? Ping: A w sumie to na wczoraj? Ping: No da radę? Plis, plis, Łukasz, co to dla ciebie, chwila, chwilunia…

No i przynajmniej tyle, że mogę otworzyć to piwo… Czasami.

ZŁA WIADOMOŚĆ: U freelanserów nie ma piątków. DOBRA WIADOMOŚĆ Piątki mogą być każdego dnia.

Myślisz… Zrobię sobie wolne, kiedy będę chcieć

No niby tak, ale jest jeden problem. Kto za mnie zrobi całą tę robotę?

Na etacie zawsze można na kogoś przerzucić, odjąć trochę ze swojej kupki.

Na freelansie to nie działa.

Raz zrobisz sobie wolne – takie nieplanowane, że dziś po prostu się opie….am 🦥  – i pozamiatane, wszystko sypie się jak domek z kart. Na nowo musisz układać ten cały misterny plan. A pokusa jest spora. No bo w sumie dlaczego nie? Nie chce mi się, to nie robię. No i tu właśnie jest problem. Nie robisz, to nie zarobisz.

Myślisz… Będę pracował w łóżku i w przysłowiowych kapciach, bez wychodzenia z domu

Fajnie. Też tak myślałem.

Łóżko w sumie szybko wyeliminowałem – bo na dłuższą metę nie jest wygodne do pisania.

Dresy, o których nie ma nic powyżej, ale które są standardowym dress-codem każdego początkującego freelancera, w końcu zaczęły mnie drażnić – głównie ilością pojawiających się na nich plam.

Domowy t-shirt przestał być domowy, gdy spędzałem w nim po 12 godzin dziennie i zamienił się w koszulkę „na każdą okazję”.

Konieczność niewychodzenia z domu do pracy – tak obiecująca na początku freelancerskiej kariery – na dłuższą metę mogłaby się skończyć niedoborami witaminy D i schizofrenią paranoidalną, bo rozmawiasz tylko z domowymi kwiatkami i z avatarami na Facebooku…

Powoli zaczynasz więc ubierać się prawie jak do pracy, wychodzisz do knajpy, żeby popracować wśród ludzi, szukasz okazji do spotkania na mieście, a koniec końców zdejmujesz nawet kapcie.

Praca w czterech ścianach jest fajna, ale do czasu. Potem szybko szukasz odmiany.

  • UWAGA: Treść pisana na długo przed tym, zanim pandemia sprawiła, że praca w domu stała się modna.

Myślisz… Będę miał spokój i nic mnie nie będzie rozpraszać

Zero rozmów o projektach, pogaduszek przy fajeczce i w kuchni przy kawie. Zero mędzenia o ostatnim meczu Polaków, pieprzenia o niedawnej kampanii „kogośtam” i wpadce „tegotam”. Konkretna, twarda robota, pot, krew i ciężko zarobione dolary.

Tak, tylko weź poprawkę na Facebooka, dżiliard filmików na You Tubie i cotygodniowy sezon nowego serialu na Netflixie.

Niby są na to recepty – począwszy od najprostszej w postaci „x” na komputerze, po programy blokujące, ale na co to komu? Przecież ty masz silną wolę i sam wiesz, kiedy wylogować się do pracy

No może po tym, jak ponarzekasz trochę z kumplami na Messengerze o ostatnim meczu.

A tymczasem zegar tyka i ani się nie obrócisz a tu czternasta.

Myślisz… Skupię się tylko na kreatywnej pracy

Tak, a odpisywanie na maile klientów i wyceny nowych tematów ogarnie za ciebie mama?

Tylko nie zapomnij powiedzieć jej jeszcze o umowach do skonstruowania, kalendarzu projektów, opłatach za ZUS i skarbówce, spotkaniach z klientami, odbieraniu telefonów, pilnowaniu faktur i tysiącach innych drobnych spraw, na które jesteś skazany na freelansie.

Tu nie ma koleżanki z kadr, tu nie ma project managera, jesteś tylko ty i twoja jednoosobowa firma. Sporo roboty, jak na jednego człowieka.

Myślisz… Będę pracował z dowolnego miejsca na świecie, a najlepiej spod palmy na plaży

Jest takie powszechne wyobrażenie, że jak jesteś wolnym strzelcem, to prace wykonywać możesz z dowolnego miejsca na ziemi.

Niby tak.

Ale nie wiem czy to wyobrażenie uwzględnia osoby z rodziną.

Cyfrowy nomadyzm jest stworzony dla singli lub par, gdzie obie połówki nie są uwiązane etatem.

Ja mogę zliczyć na palcach jednej ręki momenty, gdy pracowałem dalej niż kawiarnia w moim mieście lub z ogródka. Najzwyczajniej w świecie nie pozwalają mi na to moje codzienne obowiązki rodzinne.

Nie, że się nie da, ale czasami nie warto jechać gdzieś na pół dnia, kiedy gonią terminy, a w biurze są ulubione słowniki.

Choć oczywiście perspektywa jest kusząca i wcale nie trudna do zorganizowania.

Gdyby tylko nie etat żony, to sezon grzewczy na pewno wolałbym spędzić wygrzewając się w Hiszpanii z laptopem na werandzie, niż w obłokach smogu i przy kaloryferze w bloku.

  • ZUPEŁNIE SZCZERZE: Dwa razy udało mi się wyjechać popracować – łącznie – na 3 miesiące do Hiszpanii.

Freelancer copywriter

Myślisz…Będę musiał się nieźle nagimnastykować, żeby zdobyć zlecenia

No i tu niestety nie masz racji. Tzn. nie masz wtedy, kiedy naprawdę dobrze się do tego przygotujesz i jesteś dobry w tym co robisz.

Bo kiedy się przygotowałeś i jesteś dobry, to ze zleceniami nie powinno być problemu.

Ludzie pamiętają cię z poprzednich stanowisk pracy, wiedzą na co cię stać. Jeśli tylko będą mieli potrzebę, odezwą się. Freelancer to zwykle tańsza opcja niż agencja lub pełen etat.

Jest elastyczny, może się sprężyć, łatwiej się z nim dogadać.

No fajnie się z nim po prostu pracuje.

Jeśli odrobisz lekcje i utrzymasz poziom z jakiego jesteś znany, martw się raczej o coś innego: jak sprawić, by 24 godziny trwały 48.

A jak jest naprawdę?

Jako copywriter freelancer przestałem wybiegać ciągle w przyszłość

Nie myślę, że za chwilę, za tydzień, za miesiąc, będzie lepiej, że coś zmienię. Już to zrobiłem.

Powiedziałem „dziękuję”, odciąłem pępowinę i sam decyduję o tym, co brać, a czego nie brać.

Choć między bogiem a prawdą, mój kalendarz stał się jakimś dziwnym trafem bardziej wypełniony, no i od czasu do czasu muszę do niego zerkać.

Ale to zupełnie inne zerkanie.

Jako copywriter freelancer nie odczuwam mrowienia w niedzielę wieczorem, poniedziałek rano i przez wszystkie poranki poza piątkiem

Wiecie o czym piszę, prawda?

Jeśli nie macie wymarzonej pracy etatowej, to wasz organizm buntuje się przed tym, żeby pójść do pracy.

Nie chodzi o lenistwo, nie chodzi o to, że jeszcze byście pospali, chodzi o miejsce (nawet jeśli to fajne miejsce).

A szczególnie o te miejsce, w którym nie do końca chcecie już siedzieć, ale z różnych przyczyn ciągle siedzicie.

Gdy pracuje się w takim miejscu, dzień przed pójściem do pracy człowiek czuje w brzuchu dziurę, która rośnie wprost proporcjonalnie do tego, jak zbliżacie się do wrót Mordoru 💣 .

Na freelansie tego nie ma. Przynajmniej ja nie mam.

Jako copywriter freelancer mogę wyskoczyć na miasto kiedy chcę

Obiad, poczta, sprawy urzędowe, dziecko „z” lub „do” przedszkola/szkoły, zakupy, kawa na mieście, smoothie w bistro, rozkmina na ogrodzie.

No, jak chcę, to mogę, kto freelancerowi zabroni. Nikt mnie nie powstrzyma i nikogo nie muszę pytać o zdanie.

A na etacie, wiadomo jak to wygląda.

Jak mam widzimisię to mogę sobie nawet popracować ze schroniska, spa, albo innej Barcelony. Gdyby tylko rodzina puszczała (o czym pisałem parę paragrafów wyżej)…

Ale mogę.

Jako copywriter freelancer mogę decydować o projektach, które biorę i o ludziach, z którymi pracuję

Może nie zawsze, może potrzeba trochę czasu, żeby do tego dojść, ale zasadniczo nikt nie może mi narzucić pracy.

Przynajmniej w teorii.

Bo w praktyce zwykle wygląda to tak, że żeby nie stracić kontaktu lub dobrej reputacji, którą sobie wypracowałem, biorę zlecenie.

Wiem, że ciasno w kalendarzu, wiem, że będę siedział po nocach, ale biorę.

Taki instynkt pierwotny. Strach o chleb.

Trzeba się nauczyć, że jak odmówi się tu albo tam, to nie znaczy, że nikt więcej ze zleceniem nie przyjdzie.

Ja się uczę cały czas, choć asertywności nigdy mi nie brakowało.

Jako copywriter freelancer zarabiam więcej

Ale to tylko i wyłącznie kwestia mojego długiego przechodzenia na freelance [temat na odrębnego posta] i przygotowanie przedpola.

Bo chociaż na papierze moja wypłata jest większa, to faktycznie jest mocno rozproszona i w zasadzie nie mam wpływów określonego, jednego dnia miesiąca, jak to miało miejsce na etacie.

Tu coś wpadnie, tam kapnie, tu się w końcu uda ściągnąć fakturę.

Myślę, że najlepiej widać to w porównaniu rocznym, bo z miesiąca na miesiąc, ciężko dojść do składu.

No i po założeniu biura i opłatach dodatkowych, też pieniądze zaczęły jakoś bardziej uciekać. Ale na papierze wygląda to lepiej.

Jako copywriter freelancer mam opcje rozwoju

Na freelancie nie ma sufitu, tylko od twojego ogarnięcia i sprytu zależy jak poukładasz sobie pracę, jakie kwoty zarobisz. Możesz startować gdzie chcesz, próbować z kim chcesz. Wszystko jest kwestią portfolio, kontaktów (przede wszystkim kontaktów!), i tego jak dobry jesteś w swoim fachu.

Na etacie zawsze jest szansa, że zostaniesz w jednym miejscu na wieki wieków i w pewnym momencie sufit zacznie się obniżać i zabierać przestrzeń.

Freelancer copywriter
W drodze do klienta. Warto nauczyć się “kiedy warto”.

Jako copywriter freelancer nawiązuje dużo ciekawych relacji

Nigdy nie miałem problemu z nawiązywaniem relacji i budowaniem kontaktów. I choć nie mogę zaprzeczyć, że w moich poprzednich miejscach pracy nie poznałem wyjątkowych i inspirujących ludzi – szczególnie ostatnia agencja, w której spędziłem 6 lat życia, jest tego świetnym przykładem – to dopiero na freelansie zacząłem budować sieć relacji, która pozwala mi realizować się w ciekawych projektach i tworzyć treści, które faktycznie wynikają z mojej pracy.

Działalność jako wolny strzelec automatycznie wymusza kontakt z ludźmi i szukanie możliwości rozwoju.

Nie każdemu musi to pasować ale ja to lubię.

Przynajmniej do czasu gdy nie zabiera mi to zbyt wiele czasu ze standardowej pracy i klepania literek.

Jako copywriter freelancer czuję, że moja praca jest doceniania

Nigdy nie byłem osobą, która szukała w pracy (copywritera) poklasku i poklepywania po ramieniu.

Aczkolwiek fajnie, kiedy wiesz, że to co robisz komuś się faktycznie przydaje i oprócz gratyfikacji finansowej idzie za tym jeszcze przybicie piątki.

Odkąd pracuję solo doświadczam tego dużo częściej.

Dziwne, bo przecież po przejściu na „własne” mój skill nie wystrzelił 10 poziomów wyżej.

Subiektywny i niezbyt oryginalny wniosek: korporacje wysysają z ludzi krew i zamieniają ich w bezmózgie, sfrustrowane 🧟, które nie potrafią o niczym decydować same i całą winę zwalają zawsze na kogoś innego.

A więc jak będzie z twoim freelancem? Nadajesz się?

Zobacz także